Rzeka. {Zakaz porywania}

Weszła powolnym i spokojnym krokiem, całe otoczenie lustrowała bystrym spojrzeniem. Poruszyła uszami i zatrzymała się w cieniu jakiegoś drzewa.

Drgnął uchem słysząc nadchodzącego psa.Nie odwrócił się...dzisiaj miał na prawde zły humor.

wypad do cholery z tym czerwonymxP!

Przekrzywiła lekko pyszczek, dostrzegając ojca. Uśmiechnęła się podstępnie pod nosem, zaczęła się skradać w jego stronę. Kiedy była dość blisko wskoczyła na jego grzbiet.
- Bu! - zaśmiała się cicho, może i była dorosła, ale czasem zachowywała się jak szczeniak.

Veris...-powiedział obojętnie....no prosze prosze...rodzinka w prawie całym komplecie.

Wybacz za to krótkie spotkanie ale na mnie czas-Bywaj-powiedział i zniknął /zt/

Weszła, majtając ogonem na boki. Rozejrzała się, swymi czerwonymi ślepiami, siadła przy rzece. Uderzyła ogonem o ziemię, przyglądała się wszystkiemu z osobna.

Podniosła się i wybyła w nieokreślonym wcześniej kierunku zostawiając w miejscu którym siedziała, szczątki spalonej trawy.

Ocknęła się. Najwyraźniej się jej nieco przysnęło, podniosła łeb i spojrzała po terenie. Nikogo, oblizała bok pyska i podniosła się.

No nic, nie będzie tu siedzieć. Podniosła się na łapy, przeciągnęła. Odeszła powolnym krokiem.

Wszedł, łapy stawiając w nieładzie.

No to wyszedł.

Weszła zwężając oczy w szparki. Kroki swe, jak zwykle zresztą skierowała ku rzece.
Już miała siadać, gdy ujrzała wypalone miejsce tuż obok. Pociągnęła nosem nabierając pewności odnośnie osoby, ktora owe ślady wytworzyła.
Usiadła po chwili i zmąciła wodę łapą.

Prychnęła i wstała. Wybiegła po chwili.
/zt

Obudziła się i wyszła. t,t

Weszła powoli stawiając kroki. Majtała ogonem to w prawo, to w lewo. Usiadła pod jakimś drzewem.

Wchodze wolnym krokiem rozglądając się do okoła. Pod drzewem zauważyłem Lucky mrógnołem do niej okiem.

-Tata!-krzyknęła i podbiegła do niego. Już chciała na niego skoczyć, tak jak dawniej lecz już nie była dzieckiem. Opamiętała się w porę.-Jak się masz?

-Dobrze, a jak ty??-zapytałem
-Duża dziewczynka z ciebie.

/musze lecieć nadchodzi burza /

-Dobrze.-odpowiedziała z wyszczerzem.
-Niestety.-odpowiedziała i posmutniała.

//ok

Weszła, stawiając ciężko łapy, na wyschłym od promieni słonecznych podłożu. Spojrzała swymi blado czerwonymi ślepiami ku suce Huskiego. Przecięła ogonem powietrze, siadła i przyglądała się jej z zainteresowaniem.

Spojrzała na suczkę i uśmiechnęła się do niej. Kiwnęła jej pyskiem z szacunkiem, na powitanie.

Spojrzała na przybyłego psa.
-Veris. Lucky jestem.-powiedziała do niego lecz na tyle głośno aby usłyszała to dożka.

Prychnęła tylko, ona nie posiadała czegoś takiego jak szacunek do innych psów. Skierowała się ku rzece i pochyliła ku niej, poczęła gasić pragnienie.

{tak powinnam mieć, już mam }