Wielka rzeka

Spojrzałem na psa i wypuściłem dym z pyska.
-chcesz?-zapytałem ni stąd ni zowąd. Obserwowałem psa, co chwila zaciągając się.

Obudziłam się nagle ze snu i rozejrzałam wokoło. Zauważyłam tylko jakieś dwa obce psy. Wstałam, rozprostowałam łapy i ziewnęłam szeroko. - Widzę że pogoda się poprawiła - powiedziałam do siebie, spoglądając na niebo

Zdolność podzielności uwagi właśnie w tym momencie się przydała.
Obserwował z niezwykłą uwagą, wręcz niespotykaną, Makoto,
Ale tym samym pokręcił pyskiem w przeczeniu do psa, który złożył mu ową propozycję zadymienia się jakimś paskudztwem.

Nadal stał jednak, drocząc się z własnymi myślami.
Czy podejść do kogoś i zadręczyć własną osobą,
Czy raczej dać choć spokój na chwilę i sobie, i potencjalnemu rozmówcy.
Tymczasowo wybrał opcję numer dwa,
Ale jego zdanie bywało nie tak rzadko zmiennym.

z/w

Zgasiłem cygaro na suchym piasku. Schowałem opakowanie i wzniosłem pysk ku zachmurzonemu niebu.

Zobaczyła Makoto i przybiegła do niej szybko na swoich króciutkich nóżkach.
-Makotoo!!.-krzyknęła. Skoczyła na nią i pociągnęła ją za ucho.

Spojrzałem z irytacją na szczeniaka. Czy te bachory muszą się tak drzeć? Pomyślałem i położyłem się na trawie znów wbijając wzrok w niebo.

Karcące spojrzenie na szczeniaka świadczyło wymownie, że sprawę widzi podobnie jak Rudolf.
Niemalże położył po sobie uszy, by móc stłamsić nieco nazbyt radosny okrzyk.
Dał upust irytacji poprzez cichy pomruk.

Popatrzyła na psy.
-Staruchy! Nigdy nie zaznaliście co to zabawa?-zapytała i pokazała im język.

Zrobiłem krok do przodu.
-Żebym zaraz ja ci nie pokazał co to zabawa.-warknąłem na szczeniaka i spojrzałem na niego z góry.

*już jestem xP*

Spojrzałam się na Lucky i lekko zamerdałam ogonem
- Witaj - powiedziałam do suczki i spojrzałam się na swoje ucho z zakłopotaniem
- No i jak ja teraz będe wyglądać.. ;(

Puściła ucho Makoto.
-Przepraszam...-rzuciła do Makoto.
Wstała i patrzyła Rudolfowi prosto w oczy.

Wstał i ruszył w stronę wyjścia. Przy wychodzeniu 'nie chcąco' popchnął szczeniaka, tak, że upadł w błoto. Uśmiechnąłem się do siebie i zniknąłem w ciemnościach.

Wytarłam swoje obślinione ucho i spojrzałam się nieznacznie na inne psy.

Wstałam i wybiegłam.

Zostaw go...
* Syknął na Rudolfa, choć i on chętnie by teraz zabawił się czyimś kosztem,
Ale to tylko z osobnikiem o potencjalnie takiej samej sile.
Przez moment jeszcze ciął szczenię niezbyt przychylnym wzrokiem,
Ale za chwilę zajął się w pełni własnymi sprawami, rozmyślając. *

Warknęła i wstała. Zbliżyła się do rzeki aby oczyścić się z błota. Popatrzyła na Cormercala i `przypadkiem` ochlapała go wodą. Był z tego samego stada co Rudolf więc musiała się odpłacić za to co pies jej zrobił.

Spojrzałam się na tą "kłótnie" - Wolę się nie wtrącać. - wybiegłam *nmm*

Ale był nadzwyczaj spokojny, nie ruszył się z miejsca.
Jedynie pazury wdarły się znaczniej w glebę, gdy błoto z głuchym wydźwiękiem uderzyło jego ciało.
Mięśnie pod skórą zaigrały, zapowiadając nijakie niebezpieczeństwo.
Ślepia jednak przybrały na sile, jaką stanowiło pospolite rozgoryczenie.

Uśmiechnęła się triumfalnie i wybiegła.

*nmmt*

Na czym polegał jej potencjalny triumf?
Jednym kłapnięciem pyska mógł zgnieść jej cherlawe kości.
Czy taki był jej pogląd, jeśli w grę wchodził termin tryumfu?
Możliwe.
Zaśmiał się z pogardą.

Wyszedł więc.

Weszłam wolnym krokiem. Położyłam się gdzieś w cieniu, byłam zmęczona upałem. Bezmyślnie dłubałam pazurem w piasku.

Wstałam, rozglądnęłam się. Nikogo nie było. Machnęłam ogonem i wybiegłam. *nmmt*

Obudziła się, przez chwilę nie otwierała oczu, zostając w półśnie. Otworzyła e po kilku minutach, niebo było czyste a słońce przyjemnie grzało ją w grzbiet. Rozglądnęła się nieprzytomnym wzrokiem
dookoła, nie zauważyła nikogo w pobliżu, nie cieszył jej ten fakt, ponieważ nie lubiła być sama. Podniosła się i stanęła w bezruchu, ogon miała lekko uniesiony a uszy postawione, zastawiając się czy usłyszy kogoś, jednak jedyne co było słuchać, to lekki szum wody z rzeki, która spokojnie płynęła.