Wielka rzeka

Podniosłem wzrok na młodą suczkę.
-Jasne, w końcu cała łąka nie jest moja.-odpowiedziałem i szybkim ruchem oderwałem spory kawał drewna z konaru.

Uśmiechnęła się kątem pyska i siadła przy psie.
-Długo tu jesteś? - spojrzała na niego.

Zasnęła.

Zaśmiałem się na to pytanie.
-Ho ho i jeszcze dłużej, maleńka.-oczy mi zabłyszczały na tą myśl.
-Rozmawiasz z dużo starszym psem niż ci się pewnie wydaje.-złapałem kawałek drewna i zacząłem coś strugać sztyletem.

-Serio? - zamyśliła się.
-Czyli moge cię traktować jak okaz w muzeum? - rozbrajający smile :3

Pojawiła się pośród zarośli, które rosły najbliżej rzeki. Wyskoczyła z nich zwinnie, zerknęła przelotnie na swoje odbicie w wodzie. Prychnęła cicho pod nosem, gdy ujrzała na swoich pysku delikatne rozcięcie, spowodowane zapewne zadarciem o jakiś kolec.
Zastrzygła uszyma i skierowała wzrok złotych ślepi na obecnych. Jak dawno jej tu nie było! Nie poznała na pierwszy rzut oka nikogo. Nie spodziewała się napotkać tu swojej starej ekipy - starego stada, SZO. Być może miała ochotę ujrzeć swojego ojca, Diavolo, albo swojego brata, Sendo czy też przyjaciela - Demona. Kogokolwiek! Nawet tę nieszczęsną matkę, Joy.

Przerwałem struganie i zerknąłem na nią kątem oka.
-Jak chcesz. Jeśli tak, to nie możesz mnie nawet dotykać. Eksponatów nie wolno.-mruknąłem zniewalającym tonem. ()

Dźgnęła łapą Huskyego.
-Ale ty jesteś taki.. inny eksponat. Dotykać mogą tylko Cocainy. - wyszczerzyła długie, białe kły, które zabłysnęły w świetle słońca.

Przyjrzała się psom i poruszyła nieznacznie uchem.
Ten rudy.. Tak, kojarzyła go. Ze stada Cienistej Nienawiści, czy jak mu tam teraz jest. Zmrużyła lekko oczy, odwróciła łeb i zanurzyła pysk w chłodnej wodzie. Zaczerpnęła parę orzeźwiających łyków.

Wróciłem do strugania
-Czyli co , jestem ruchomym eksponatem? Ciekawe do jakiego muzeum należę.-zaśmiałem się i spojrzałem na przybyłą. Skinąłem do niej pyskiem.

-A pasuje ci Muzeum Kokainowe? - powstrzymała się by nie parsknąć śmiechem.

Zdążyła odwrócić ponownie pysk, by dostrzec kiwnięcie.
Niechętnie odpowiedziała tym samym gestem, zlustrowała psa swoimi złotymi ślepiami. Przeciągnęła się i usiadła, owijając łapy ogonem. Prychnęła coś pod nosem i oblizała kły.
Tyle podobnych cech i gestów.. Nie zorientował się? Nat bynajmniej wiedziała kim jest, był dla jej matki.

Nie widziałem w tym nic za bardzo śmiesznego, ale umiałem grać. Zaśmiałem się co wyszło bardzo naturalnie. Dwie suczki onki i jeden husky na polanie. No to powiem ci Rudy, że jesteś w dupie. Co ty gadasz? Już nawet nie wiesz co mówisz. *jestem idiotą*. Miałem mętlik w głowie. Dalej strugałem, co chwila drzazga właziła mi w łapę, ale nie przejmowałem się tym. Znów spojrzałem w stronę drugiej suczki, skądś ją kojarzyłem, było w niej coś z ... Nie to nie możliwe. Za dużo o niej myślisz.

Machnęła lekko ogonem, przygląfdając się wyczynom Huskyego.

*z.w pies*

Położyła się, gdy doszła do wniosku, że to wygodniejsza pozycja. Przednie łapy wyciągnęła przed siebie, łeb trzymała wysoko i dumnie. Końcówka jej ogona powolnie się wiła. Obserwowała otoczenie obojętnie, gdy dostrzegła, że rudzielec znów się na nią gapi. Już chciała coś burknąć, ale powstrzymała się.
Jakie irytujące było to, że była chodzącą kopią jej matki! Tak niewiele je różniło. O ile bardziej wolała mieć coś z ojca...Tak jak jej brat...

/sory, w sklepie byłam. ;p

Po chwili przemyśleń przeniosłem wzrok znów na moje poczynania. Coś już zaczęło mi wychodzić. Ból w łapie mnie nie interesował, nie miałem na niego czasu.
-Z jakiego jesteś stada?-zapytałem nie odrywając wzroku od kawałka drewna.

-Wiosennego Deszczu, gdyz tam jest moja Matka - Rooksha. - odparła i ciekawie przygladała się struganiu.

Przygryzła lekko wargi, po czym potarła pyskiem o jedną z łap. Ułożyła łeb na łapach i przymknęła lekko oczy.
Jakże nudno jej było.

Wzdrygnąłem.
-A ojciec?-zapytałem z lekkim uśmieszkiem.

Wróciła biegiem, miała niezgrabne kroki, uszy skakały jej przy każdym kroku. W pewnym momencie poplątała łapy i zaliczyła glebę. Wychyliła z trawy najpierw głowę a potem zerwała się i podpędziła w stronę Cocaine, zahamowała tuż przed nią siadając na zadzie.
- Lunae - przywitała ja z szerokim uśmiechem, zadowolona, że jeszcze jest i będzie mogła ja pomęczyć swoimi pytaniami, których co prawda nie miała jeszcze obmyślonych.

-Ojciec jest w samotnikach. - spojrzała kątem oka na niego.
-Co strugasz? - spojrzała na Shade i pstryknęła ją w nochal, o. >3'

Warknęła wysoko pod nosem, lecz bardzo cicho. Bez powodu. To znaczy, bez większego powodu.
Podniosła się i spojrzała na szczeniaka. Skierowała się w stronę rzeki, by do niej wejść. Weszła.
Nie przejęła się jej siłą ani temperaturą.

-Czyżby Xavier?-byłem prawie tego pewien, no ale chciałem się upewnić. Nie odpowiedziałem na jej pytanie, bo sam jeszcze nie znałem odpowiedzi
Po chwili znowu myśleń o drugiej suczce wstałem i podszedłem do niej.
-czy my się przypadkiem nie znamy?-wypaliłem jak ostatni *jestem idiotą*.

Kiwnęła. Podniosła się i bez słow odeszła.

*nmm. lecę, bye*

Usiadłem nad rzeką obserwując suczkę. Skinąłem do Coc pyskiem.