Wielka rzeka

Odwróciłem się i zobaczyłem jak Soul chowa się w sierści nowo poznanej suki. Już miał odwrócić wzrok w rzekę, ale coś mu nie pozwoliło. Pech musiał kazać mu spojrzeć na nią. No i koniec. Nie mógł oderwać od niej wzroku.

Nikt jej nie popychał i nikt jej nie deptał, więc sytuacja nie prezentowała się najgorzej. Czarne uszy nieco uniosła, acz te na jej ślepia opadły. Nigdy nie żałowała, że nie ma sterczących w kształcie trójkątów. Uznała, że owe również do niej pasują.

Na lekko ugiętych łapach, zaczęła się skradać w stronę Soula. Gdy była dostatecznie blisko, skoczyła w jego stronę, zręcznie omijając łaciatą.

- Łaa! - podskoczył kiedy Joy doskoczyła do niego.

Opanuj się palancie. Nie ma dla ciebie miejsca u niej w życiu. Odwrócił wzrok i wbił go w ziemie. Mieście miał napięte, jakby gotowe do ataku. Puls mu dziwnie przyśpieszył.

Złapała szczenię za kark i odeszła z nim parę kroków. Kładzie go na ziemi

Wstała. Ruszyła w kierunku wyjścia, po czym tam znikła. Nie śmiała się pożegnać, cóż... Nieznajomi. Jej osoba i tak była wadliwą dziś.

Liznęła szczeniaka w czoło.
- Ja się zmywam. Dobranoc - powiedziała, odwróciła się i znikła w mroku.

Zamknąłem oczy. Próbowałem być tu nieobecny, bo po cóż i do kogo się odzywać? Wziąłem kilka głębokich oddechów.

Spojrzał smutno za babcią. A tak dobrze się z nią bawił. Usiadł i rozejrzał się, dopiero teraz doszło do niego jak późna pora jest.

Usłyszał wychodzącą sukę. Otworzył oczy i zobaczył samego szczeniaka na pustej łące.
-Nie idziesz jeszcze spać?-powiedziałem w jego stronę.

Podniósł się i poczłapał do Rudego.
- Zaraz. - usiadł obok i ziewnął. Uśmiechnął się do niego.
- Czemu tak sam siedzisz? - spytał.

Złapał go i przyciągną do siebie.
-Bo nie mam się do kogo odezwać. Wszyscy moi znajomi,przyjaciele,dzieci odeszli. A twoja babcia mnie nie chce,wybrała inne życie.-wtuliłem go w swoje futro.

- Oj nie mów tak, już ja ją nawrócę na dobrą drogę. - zaśmiał się cicho. Pociągnął psa za ucho, ziewnął jeszcze raz i zasnął wtulony w niebo.

-Nie...-chciał mu powiedzieć, ale zauważył, że usną. Uśmiechną się i wtulił go mocniej w futro i zasną twardym snem.

Popatrzyła na psy. Zaczęła przyglądać się księżycowi. Znów miała ochotę zawyć do niego. Nie...nie mogę! Tu wszyscy śpią!..Położyła pysk na łapach i wróciła do swojego ulubionego zajęcia...-wpatrywanie się w księżyc. W końcu zasnęła spokojnym i niezłomnym snem.

Wszedł.

Wpłynęła do tego miejsca, uważnie mierząc wzrokiem każdy kąt.
-Hej. -zauważyła Com.

Mdłe wejrzenie czarnych węglików zwrócił w kierunku Alidd.
Ot, potencjalna ofiara rozmowy z nim.
Ruszył w jej kierunku krokiem wolnym, ale stanowczym.
Pysk jego, przecięty licznymi bliznami, ział kwaskowatym chłodem.

Wchodzę powoli. Rozglądam się za znajomymi duszami. 
- Witam. Carmen. - przedstawiłam się zgromadzonym z lekkim uśmiechem na pysku. 

Weszła. Wzięła głęboki wdech i rozejrzała się po okolicy. Cóż... Strasznie ją cieszyło, że na stare lata wróciła w na stare śmieci. Zamiotła ogonem powietrze i skierowała się ku wysokiemu drzewu, o pięknej zielonej koronie.

Zerknął kątem oka na Carmen, jej imię również przesłodzone?
Pochylił nieco pysk w jej kierunku, ale prędko się wyprostował.

Pech, że musiał wyjść.

Poczułam znajomy zapach. Mój wzrok zwrócił się w stronę rudej suczki.
Uśmiechnęłam się doń. Nie poznałam. Cóż. Nie myślałam, że kogoś tu jeszcze spotkam, prócz Pazur. 
- Carmen. - przedstawiłam się i zawachlowałam ogonem. Usiadłam. 

Wszedł, mrużąc lekko oczy. Zastrzygł uchem, rozglądając się dość niepewnie.